Szliśmy we trójkę przez park w
środku miasta. Niall splótł nasze palce, a malutka Liz biegała
podekscytowana wokół nas. Śmiała się i śpiewała razem z dobrze
znanym wam mężczyznom, który w drugiej dłoni huśtał koszyk
picnicowy. Maszerowaliśmy tak, dość długa drogę, więc byłam
już zmęczona tym całym chodzeniem. Tak czy siak zastopowałam i
wskazałam miejsce, gdzie według mnie powinniśmy zrobić picnic.
Było to pierwsze jakieś konkretne miejsce jakie zauważyłam i
które nadawało się do naszego kreatywnego spędzania czasu.
Zaraz po rozłożeniu kocyka, Liz
pobiegła na plac zabaw, a ja zostałam sama z Niallem.
-Sue mieliśmy pogadać. - wyrwał
chłopak
-Mów, słucham. - powiedziałam
szukając czegoś do zjedzenia w koszyku.
-Spójrz na mnie. - chwycił lekko moją
brodę i pociągnął do góry tak aby nasze oczy się spotkały.- To
nie będzie miły temat. - na te słowa przełknęłam ślinę.
-Jakoś chyba przeżyje. - wydukałam.
-Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę,
ale nie mogę z tobą być cały czas.
-To znaczy? - byłam bardzo
zaniepokojona jego słowami.
-Sue, mam pracę, muszę wyjeżdżać,
ale też nie chcę Cię opuszczać. - lekko kamień spadł mi z
serca, ponieważ sądziłam ze to już koniec. Zwykła dwudniowa
frajda ze mną, lecz nadal pozostaje słowo „lekko”.
-Więc, co z nami będzie? -
zdenerwowana przeplatałam palcami.
-Wyjadę na miesiąc dwa, a potem,
kiedy dostanę urlop, będziemy się sobą cieszyć, zgoda? -
pokiwałam powoli głową w zgodzie.
-A mam inne wyjście? - wybełkotałam.
-No wiesz. - wydłużył ostatnią
głoskę- zawsze możesz ze mną zerwać i dać kopa w dupę. Potem
polecieć do jakiegoś wieśniaka oraz ożenić się z nim, a na sam
koniec przejedziesz mi tędy z nim na jakieś grubej świni w sukni
ślubnej, tak abym poczuł się zazdrosny i wypchał się swoja
sławą. - wskazał drogę, którą niby miałam przejechać. - Ale
mam nadzieje ze tego nie zrobisz, prawda?
-Prawda. - i uśmiech zagościł na
mojej twarzy.
Chłopak pochylił się nade mną,
przez co położyłam się na rozłożonym kocu. Obierał się i na
łokciach tymi swoimi niebieskimi tęczówkami wpatrywał się w
moje. Poczułam jego ciepłe wargi na mojej szyi. Jego pocałunki
były takie długie i namiętne przez co sprawiały ze po każdym
jednym pragnęłam więcej w szczególności teraz kiedy niedługo
się rozstaniemy na wiele kilometrów, ten fakt sprawiał ze jeszcze
bardziej go potrzebowałam.
-A co to? - na jego palcu zawisł mój
wisiorek, nie był za specjalny, ale miał wielką wartość.
-Dostałam go od brata, to jedyne co mi
zostawił i jedyne co mam po tym jak wyjechał.
-Jak to wyjechał? - chłopak usiadł
obok mnie przez co postanowiłam też usiąść.
-Więc to było tak, kiedyś moja mama
miała pewnego faceta. Był to ojciec mojego brata. Podobno był
wspaniały, opiekuńczy i troskliwy. Dbał aby jej i Maxowi niczego
nie brakowało. Ale kiedyś, pewnego dnia go zabrakło. Kiedy wracał
do domu, z pracy, jechał pociągiem czy tam metrem, nie znam do
końca wszystkich szczegółów, ale chodzi o to że w pewnej chwili
metro stanęło a to środka weszło paru wysokich i umięśnionych
mężczyzn w kominiarkach, zaczęli wymachiwać pistoletami. Jeden z
nich postrzelił kobietę w ciąży która miała na kolanach swoje
drugie dziecko które bardzo płakało. Nic to szczerze mówiąc nie
dało, ponieważ kiedy kobieta upadła dziecko zaczęło jeszcze
prędzej płakać, miało ze 2/3 lata z tego co mi wiadomo. Edward bo
tak miał na imię ojciec mojego brata przykucnął przy tej kobiecie
sprawdzając czy żyje i próbując uspokoić dziecko. Bandyci
zaczęli na niego wrzeszczeć aby usiadł na swoje miejsce, ale on
chciał jej tylko pomóc przez co i jego postrzelili. Nic więc je mi
nie wiadomo.- przestałam mówić, aby pozbierać myśli, dobrać
słowa i lekko się ogarnąć.-Po tym zdarzeniu, moja mama wpadła w
depresję. Nie mogła się pogodzić z myślą że osoba, osoba którą
tak naprawdę pokochała i to z wzajemnością, zniknęła w ciągu
jednej sekundy. Przez następne lata, nie mogła się pozbierać po
tak ciężkim upadku w dół. Max olewał szkołę aby się nią
zająć. Nie wychodziła z pokoju, a mój brat mimo tego że wtedy
był dosyć młody i mały gotował jej jedzenie i robił wszystko
aby ją z tego wyciągnąć. Pewnego dnia, wyszła z pokoju, była
umalowana, ładnie ubrana i miała piękną fryzurę. Po prostu
wzięła się w garść, nie wiem czy uświadomiła sobie że on już
nie wróci, czy ze względu na Maxa. I tak było przez dłuższy
czas. Moja mam pracowała w jakiejś firmie czy czymś. Pewnego dnia
przyszedł do niej pewien klient. Niby normalny, ale od tamtej pory
przychodził do mojej mamy codziennie i to nie jako klient, przynosił
jej kwiaty, czekoladki i tak dalej. Mama miała go dość, nadal
kochała Edwarda. A on, teraz kiedy stała już twardo na nogach,
przez t wszystkie prezenty, sprawiał ze upadała i z każdym dniem
nów było coraz gorzej. Ale kiedy przestał przychodzić, moja mama
zrozumiała, że on się o nią w pewnym sensie troszczył,
codziennie przychodził pytając jak się czuje, co u niej, więc
zaczęło jej go brakować. I w końcu wrócił. W sensie rzeczy,
zaczęli się spotykać, po jakiś roku, mama wprowadziła się do
niego razem z Maxem, była szczęśliwa, lecz nie wiedziała że te
facet traktował Maxa jak totalne gówno. Kiedy mama powiedziała mu
o mnie, czyli ze zaszła w ciąże, wkurwił się i to zajebiście.
Zaczął wychodzić rano i wracał późno. Teraz już nie tylko
traktował jak gówno mojego brata, ale i mamę, a ja ie mogłam na
to nic poradzić. No bo niby jak? Kiedy się urodziłam, był
brutalny wobec mojej matki. Bił ją, Maxa i mnie. Czuł że wszystko
mu wolno. Mój braciszek znikał, ale kiedy miałam 6 lat i wybuchła
awantura między rodzicami, zabrał mnie ze sobą. I wszystko był
według mnie jasne. Poszliśmy na wielki tor motocrossowy, Max żywił
wielkie negatywne uczucia do mojego ojca i tak się wyżywał. Był
najmłodszy z całej ekipy oraz najlepszy. Od tamtej pory zawsze tam
uciekaliśmy. Max tak zarabiał i co zarobił wydawał na jedzenie
dla naszej dwójki. Czemu tak? Mój „ukochany” ojciec, nie miał
pracy. Wszystko co zarobiła matka jej zabierał i groził, więc w
domu nigdy nie było jedzenia, bo wszystko szlo w alkohol. Jeśli coś
zostało przynosił mamie, ale nie jestem pewna czy to jadła czy
może on to jadł. Do teraz mi to nie jest wiadome. Tak żyliśmy 8
lat. Kiedy miałam już 14 lat, sama uczyłam się jeździć, to było
świetne, takie odprężające tak jeździć po tym ogromnym torze.
James i Max uczyli mnie na zmianę. Byli najlepszymi przyjaciółmi
jakich widziała. Zazdrościłam im tej przyjaźni, bo nigdy nie
miałam prawdziwej przyjaciółki. Z resztą sam widziałeś moją
„przyjaciółkę”. Ale czułam jakbyśmy się przyjaźnili w
trójkę, oni może bardziej ale tak mi się przynajmniej wydawało.
Pewnego dnia wróciliśmy z toru, a on tak bezczelnie rzucił w nasza
matkę butelką, tylko dlatego że nie przyniosła mu dość
wystarczającej sumy pieniędzy. Szkło rozbiło jej się zaraz przy
uchu, niestety nic specjalnego jej się nie stało, jedyne parę ran.
Max wpadł w furię. Zaczął obkładać go pięściami, po prostu
nie wytrzymał. Moja mama nic nie robiła, tak samo rak ja, może
była w szoku przez to co się stało z butelką, ale ja byłam
przerażona posturą Maxa, nie miałam pojęcia że drzemie w nim
taki tyran. Był przerażający. Miał nad nim przewagę, był
silniejszy, młodszy i nie był pijany. Kiedy mama się otrząsnęła,
jakimś cudem odciągnęła Maxa od mężczyzny. Mój brat oddychał
bardzo głośno i ciężko, było widać że wyżył na nim wszystkie
wyrzuty sumienia. Po pewnym czasie, facet wstał otrzepał się i
zaczął krzyczeć i grozić. Wyszedł i krzyczał, był pijany.
Kiedy trzasnął drzwiami max spojrzał na mnie. Bałam się go, w
końcu spędziłam prawie wyłącznie z nim ostatnie lata tamtego
życia. Kiedy się do mnie zbliżył, upewniając że nic mi nie
zrobi, ja tylko się osuwałam, bojąc się o siebie. W końcu
wybiegłam z domu. Gdzie? Na samym początku nie wiedziałam gdzie
biegnę, po prostu przed siebie. Gdzieś w środku miasta wyznaczyłam
cel. Na torze znalazłam tylko Jamesa, który majstrował przy
motorach, wszystko mu powiedziałam na co on mnie przytulił.
Wróciłam do domu po pary godzinach, moja mam już spała, w taty
tak myślałam, nie jest to pewna informacja, ale mniejsza z tym. Był
cicho i to bardzo. Weszłam do swojego pokoju bardzo spokojnie, lecz
moje serce biło dość mocno po przypomnieniu sobie co tam się
zdarzyło. Na moim łóżku leżało pudło., w którym znalazłam
zdjęcia, moje, Maxa i Jamesa. Parę drobiazgów i to.- powiedziałam
trzymając w ręce gwóźdź w kształcie koła. - To jest jedyna
pamiątka która mi pozostała po Maxie i Jamesie którzy wyjechali i
ślad po nich zaginął. - wielkie krople łez spływały mi po
policzkach razem ze wspomnieniami.
_
oto chyba najbardziej wyczekiwany
rozdział, mam nadzieje że ciekawy. :)
przepraszam że tak długo
zwlekaliście, ale była umowa, tak? Za 6 komów rozdział.
Wyczekałam się 5 i to miał być rozdział pożegnalny, ale nie
chciałam odbierać radości czytania tym którzy skomentowali i
docenili moją robotę.
Co to głównej bohaterki, wejdźcie i
sprawdźcie kogo wybrałam w zakładce „BOHATEROWIE”. Juz rawie
skończyłam zamówienie zwiastunu z nią.
Chce też przeprosić za wszelkie
błędy, językowe, ortograficzne i gramatyczne które na pewno się
tutaj pojawiły.
Zapewne zauważyliście nowy szablon.
Nie jest on z żadnym z bohaterów tylko zwykły. Mi się podoba bo
cenię sobie skromność i mam nadzieje że wam też. Ocenę proszę
w komie.
Gdybyście szukali jakiegoś rozdziału
lub coś, spis jest na samym dole! ▼
Chyba
tyle.
-Natalia.♥